sobota, 18 maja 2013

Rozdział 5

Biegłam tak szybko, że nie mogłam złapać tchu. A co, jeśli oni nas zauważyli? Nawet wolę o tym nie myśleć. Miałam szczęście, że rodzice spali. Zauważyłam, że na wieszaku nie ma kurtki Kuby, więc na szczęście zdążyłam wrócić przed nim. Po cichu wkradłam się do mojego pokoju. Szybko się przebrałam i akurat w chwili, gdy miałam się kłaść, usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Wtedy dopiero mogłam odetchnąć z ulgą. Zamknęłam oczy i w końcu miałam chociaż chwilę, żeby pomyśleć o tym wszystkim. Wydawało się to takie nieprawdopodobne - jeszcze chwilkę temu prawie pocałowałam się z najwspanialszym facetem na świecie. No właśnie prawie, bo w sumie nie był to taki pełny pocałunek, coś jakby bardziej.... muśnięcie?  Mogło być tak pięknie, ale oczywiście nic nigdy nie idzie tak gładko, a już w szczególności mi, czy musieli tamtędy przechodzić akurat wtedy? A może to był jakiś znak, że nie powinniśmy się już więcej spotykać, że w ogóle to była jakaś pomyłka.... Jak zwykle, zawsze muszę znaleźć tą złą stronę. Nagle usłyszałam głosy dochodzące z kuchni. To był tata i Kuba. Szybko poderwałam się do drzwi. Może jednak mnie zobaczył i teraz chciał powiedzieć o tym tacie? Musiałam podsłuchać o czym rozmawiają.
- I co? Wszystko załatwione? - usłyszałam głos ojca.
- Tak, możesz się nie martwić. - odpowiedział Kuba - Będzie tutaj za kilka dni. Podobno ma dużo informacji.
- Bez niego ta akcja się nie uda, wiesz o tym. A to może być jedna z najważniejszych, jakie kiedykolwiek przeprowadzimy.
- Tak wiem, spokojnie.
Odetchnęłam z ulgą, najwyraźniej Kuba nic nie widział. Zainteresowała mnie za to ta tajemnicza sprawa, która wymagała narad w środku nocy. Nie dowiedziałam się jednak nic więcej, bo poszli spać, więc i ja wzięłam z nich przykład. Zasypiając, rozkoszowałam się słodkim wspomnieniem jego słów, bliskości i dotyku.
Obudziłam się w wyjątkowo dobrym humorze. Dzień także zapowiadał się dobrze. Ojciec z Kubą zachowywali się jakby nigdy nic, a ja nie chciałam też o nic pytać prosto z mostu. Jednak cały czas po głowie chodziła mi jedna myśl - czy napisać do Hansa? W sumie nie miałam nic do stracenia, ale musiałam z tym niestety poczekać do popołudnia. Cały dzień krzątałam się bezcelowo do domu, czekając tylko aż wszyscy wyjdą. W końcu, gdy już zostałam sama, usiadłam przy stole i w ogóle nie wiedziałam, co mam napisać. Początek zawsze jest najgorszy - drogi Hansie? Nie, to brzmi jakbym się narzucała. W końcu zdecydowałam, że zacznę od razu. Ale właściwie, co ja mam mu powiedzieć? Zaproponować spotkanie? Na to chyba jeszcze za wcześnie. W końcu, po bardzo długim czasie spędzonym nad kartką, miałam tam tylko napisane:
" Dziękuję za wspaniały wieczór i przepraszam, że tak wyszło. Mam nadzieję, że to nie było nasze ostatnie spotkanie."
Co innego miałam napisać? Napisałam to, co naprawdę myślałam - pragnęłam się tylko z nim spotkać i jeszcze bardziej się do niego zbliżyć. Nie miałam pojęcia, co więcej mogę mu napisać, więc włożyłam kartkę do torebki i udałam się do parku, by zostawić ją w umówionym miejscu.
Następnego dnia byłam u Poli. Nie za dużo nam wychodziło z tej nauki. Pola cały czas opowiadała o cudownym weekendzie, który spędziła ze swoim chłopakiem u jego rodziców na wsi.
- Mówię ci, było cudownie, nawet nie wiedziałam, że Michał potrafi być taki romantyczny. Te długie spacery wieczorem...
- Nie podejrzewałam go o to. - powiedziałam, zresztą zgodnie z prawda. Michał był bardzo przystojny i co zazwyczaj za tym idzie - pewny siebie. Zawsze podobał się dziewczynom i wiedział, jak przyciągnąć ich uwagę. Odkąd pamiętam, to Poli bardziej zależało na tym związku. Wiele przez niego cierpiała, ale nie umiała bez niego żyć.
- No raz nawet zorganizował taki piknik wieczorem nad rzeką, było cudnie, tak wiesz, siedzieliśmy i cieszyliśmy się sobą.
- Pola, tylko uważaj, nie chce żeby znowu cię skrzywdził... - pamiętałam te jego wybryki - kręcenie z innymi dziewczynami. Nie potrafiłam go polubić,ale cieszyłam się, że moja przyjaciółka jest szczęśliwa.
- Tak, wiem, ale ja myślę, że on się zmienił - powiedziała, lekko się uśmiechając. Ja, szczerze mówiąc, nie bardzo w to wierzyłam - No wiesz, w końcu chyba nie każdą dziewczynę przedstawia rodzicom, wydaje mi się, że to coś znaczy - kontynuowała.
- Masz rację - uśmiechnęłam się. Tak bardzo jej zazdrościłam. Może i Michał był palantem, ale przynajmniej mogła normalnie się z nim spotykać, bez żadnych listów, bez żadnego ukrywania się.... i przynajmniej zakochała się - powiedzmy - we właściwej osobie, a nie w kimś, z kim być nie mogła, nie tylko ze względu na siebie, ale na rodzinę, bliskich i tak naprawdę ojczyznę.
- A propos słyszałam, że idziesz w niedzielę do rodziców Janka. Czyli jak rozumiem to coś poważnego... - Pola szeroko się uśmiechnęła.
- Nie, nic z tego nie będzie - odpowiedziałam szybko.
- Zosia, proszę cię, myślisz, że nie widzę? Cały czas ostatnio chodzisz zamyślona, nie wiesz co się dzieje dookoła, nawet - co jak na ciebie bardzo dziwne - przestałaś myśleć o nauce i tylko czekasz aż skończymy. Jest jedno logiczne wytłumaczenie - zakochałaś się.
Rzeczywiście miała rację, ostatnio w ogóle nie zwracałam uwagi, co dzieje się wokół mnie.
- Coś ty??? Ja?? Chyba żartujesz.- musiałam szybko zaprzeczyć.
- Zosia, mnie nie oszukasz, a tak w ogóle to nie umiesz kłamać. Ale trudno się dziwić, w końcu Janek jest... idealny. Przystojny, pracowity, odważny....
- To nie jest Janek!!! - krzyknęłam.
- Słucham? Zakochałaś się w kimś innym? - Pola była w szoku - Kto to jest??!!
 - Nikt, znaczy nie znasz go. Ja się już właściwie muszę zbierać.- spakowałam się szybko i wyszłam.
- Zosia!!! Czekaj!!! - usłyszałam za sobą głos przyjaciółki, zatrzaskując drzwi. Nie chciałam, żeby mnie wypytywała. Może kiedyś jej powiem, ale muszę się nad tym mocno zastanowić.
W drodze powrotnej zaszłam jeszcze do parku. Miałam szczęście, że w tej części nie było dużo ludzi. Serce zaczęło mi mocniej bić, kiedy zobaczyłam jakąś nową kartkę w murze. Usiadłam z nią na najbliższej ławce. Drżącymi rękoma odgięłam wiadomość.
"Nawet nie wiesz, jaką radość mi sprawiłaś, pisząc ten list. Ja także bardzo chcę się spotkać i nie mogę zapomnieć o naszym przerwanym pożegnaniu. Jeśli będziesz miała ochotę, będę czekał dzisiaj o tej samej godzinie w tym samym miejscu. Bardzo mi zależy, ale jeśli się nie pojawisz zrozumiem."
Nie miałam wątpliwości, jaką decyzję podejmę - oczywiście pójdę się z nim spotkać. Ja również nie mogłam zapomnieć, o tym co się wtedy prawie wydarzyło.
Dochodziła godzina 01.30. Leżałam na łóżku i denerwowałam się, bo musiałam już wychodzić, a tata się jeszcze nawet nie położył. Co ja zrobię? Pomyśli jeszcze, że nie chcę się z nim spotkać. Wyszłam dopiero o 2. Wiedziałam, że pewnie go już tam nie będzie, ale musiałam to sprawdzić. Odetchnęłam z ulgą - siedział na ławce, patrząc się w druga stronę. Tak bardzo się ucieszyłam. Szybko do niego podbiegłam. Gdy tylko mnie zobaczył, bez słowa poderwał się z ławki i przyciągnął, mocno przytulając. Wtuliłam twarz w jego ramię. Pachniał oszałamiająco. Czułam się wtedy tak bezpiecznie.
- Przepraszam, że musiałeś tak długo czekać.
- Dziękuję, że przyszłaś. - szepnął mi we włosy - Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać, żeby cię nie przytulić. Tak się cieszę, że cię widzę - powiedział wypuszczając mnie z ramion.
- Nie masz za co przepraszać - powiedziałam spoglądając w jego oczy i ... objęłam go mocno za szyję i poszukałam jego ust. Hans wplótł mi jedną rękę we włosy, a drugą przyciągnął do siebie za talię. Całował zachłannie i cudownie. Nigdy się tak nie czułam, cały świat przestał się liczyć - był tylko on...
Przegadaliśmy prawie całą noc. Był taki czarujący i zabawny. Dowiedziałam się o nim prawie wszystkiego, a i on chciał się o mnie jak najwięcej dowiedzieć, mimo że mieliśmy tak niewiele czasu. Jednak żadne z nas nie wspomniało ani słowem o swojej rodzinie. Mogliśmy przesiedzieć tak całe wieki, ale nawet nie wiem, kiedy zaczęło świtać.
- Muszę już iść.- Powiedziałam, wstając.
Staliśmy, trzymając się za ręce.
- Kiedy cię znowu zobaczę? - Zapytał i nagle zrobił się poważny.
- Obiecuję, że niedługo.
Pocałował mnie ostatni raz.
- Może jakoś wytrzymam. - powiedział, uśmiechając się.
Podczas drogi do domu, nie mogłam przestać się uśmiechać, ale kiedy przypomniały mi się plany na jutro, mój humor od razu się pogorszył.

*******

Sory, ze ten rozdział jest taki nijaki, ale miałyśmy ostatnio dużo spraw i wenka nas trochę opuściła z tego wszystkiego :D Bardzo dziękujemy za wszystkie komentarze, jesteście cudowne <3 i prosimy o następne :*****


poniedziałek, 13 maja 2013

Rozdział 4

Zosia
Nie spałam już, ale jeszcze nie otworzyłam oczu. Lubiłam sama decydować, kiedy zacznę dzień. W uczuciu uciekających snów, łatwiej było marzyć, co niestety czasem odrywało mnie od spraw codziennych i boleśnie do nich zawracało. Myślałam nad swoim życiem. Dlaczego musiało być takie trudne i skomplikowane? Dlaczego moje uczucia musiałam ulokować w tak bezsensowny sposób? O ileż łatwiej byłoby z Jankiem. Mogłabym tak leżeć w nieskończoność, bujając w obłokach i słuchając śpiewu ptaków, dochodzącego zza okna. Pocieszające było chociaż to, że wiosna w tym roku była taka ciepła i pachnąca. Nagle przypomniało mi się, że przecież o 9 mam dać korepetycje córce przyjaciółki mojej mamy. Przez swoje zamyślenie kiedyś pewnie doczekam się poważnych kłopotów. Szybko zerwałam się z łóżka, założyłam pierwszą lepszą sukienkę i poszłam na "śniadanie" do kuchni. Ku mojemu zdziwieniu siedział tam tylko tata.
- Cześć- powiedziałam- Gdzie są wszyscy?
- Mama próbuje znaleźć coś na obiad, a twój brat- to w sumie sam nie wiem, wiesz jak to z nim jest, nie może na tyłku usiedzieć.- powiedział ze śmiechem. - Zjesz coś?
- Jasne, ale szybko, bo strasznie się spieszę.- powiedziałam smarując kromkę chleba. Zauważyłam, że ojciec dziwnie mi się przygląda
- Coś się stało? - zapytałam
- Nie, tylko tak się zastanawiam - cały czas albo udzielasz korepetycji, albo sama się uczysz, w ogóle nie masz czasu dla siebie. Wiem, że w dzisiejszych czasach  to trudne, ale chyba możesz czasem trochę odpuścić.
- Co masz na myśli? - zapytałam, bo naprawdę nie wiedziałam do czego zmierza.
- No wiesz, rozmawiałaś może ostatnio z Jankiem?
Mogłam się tego spodziewać. Ojciec naprawdę go uwielbiał. Mimo to nadal udawałam, że nie wiem o czym mówi
- Nadal nie rozumiem.
- No wiesz, to naprawdę fajny chłopak, mogłabyś się z nim jakoś umówić czy coś.
- Tato, jesteś kochany, że się tak martwisz, ale nie masz o co, mi jest dobrze tak jak jest.
- Ale jemu na Tobie chyba zależy. Cały czas się o Ciebie wypytuje.
- Tato, ale ja na razie nikogo, no wiesz.... nie szukam.
- Ale ten Janek, to wiesz, taki dobry chłopak. Odważny, pracowity. Nie mogę na niego złego słowa powiedzieć.
- Przepraszam cię tato, ale się spieszę - nie miałam dłużej ochoty prowadzić tej rozmowy - Do wieczora.
- Przemyśl sobie to, co powiedziałem - krzyknął za mną.
Myślałam, że już tego nie wytrzymam. Wszyscy czegoś ode mnie oczekiwali, nie zważając na to czego ja pragnę. Janek był moim kolegą, ale raczej nic z tego nie będzie. Szczerze mówiąc, w ogóle o nim ostatnio  nie myślałam. Moje myśli zaprzątał ktoś inny - Hans. Z tego wszystkiego zapomniałam, że przecież mogę go dzisiaj rano spotkać. Spojrzałam na swoją sukienkę. No do najlepszych to ona nie należała i właśnie takie są efekty mojego ciągłego zamyślenia. Zwykle - a właściwie odkąd zaczęłam go spotykać - spędzałam średnio pół godziny, wybierając w co się ubiorę, jak uczeszę, 15 razy przeglądając się w lustrze...
Na korepetycjach spędziłam pół dnia. Poznawanie i tłumaczenie przedmiotów ścisłych, szczególnie biologii, zawsze przychodziło mi z wielką łatwością. Może dlatego, że tak bardzo interesowała mnie i zachwycała otaczająca przyroda. A jeżeli mogłam na tym zarobić i pomóc jakoś rodzicom, łączyłam przyjemne z pożytecznym.
Kiedy skończyłam, poszłam jeszcze na długi spacer. Pragnęłam jak najlepiej wykorzystać piękną pogodę i miałam cichą nadzieję spotkać Hansa. Po tym wszystkim co się stało, jeszcze bardziej się nim zachwyciłam.
Poszłam w dół ulicy, w stronę parku. Słońce przyjemnie przygrzewało, prześwitując przez liście drzew, rosnących przy chodniku. Ludzie, jakby szczęśliwsi dzięki wiosennej atmosferze, gnali do swoich spraw. Jedynie starsza pani, siedząca na ławce przy wejściu do parku, wydawała się w pełni rozkoszować chwilą. Uśmiechnęłam się do niej, a ona odwzajemniła gest. I nagle wpadłam na kogoś.
- Poproszę dokumenty - odezwał się niemiecki, twardy głos.
Mrużąc oczy, spojrzałam na żołnierza. Nie mogłam uwierzyć - to był Hans. Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Ale był jakiś inny niż wczoraj.
- Szybciej! Nie mam całego dnia! - powiedział. Mój uśmiech od razy zbladł. Jego głos był taki oschły i zimny, niemal przerażający. Szybko wyciągnęłam dokumenty i podałam mu trzęsącą się ręką. Szybko je sprawdził, oddał, nawet na mnie nie patrząc i odszedł. Stałam chwilę, nic nie rozumiejąc. Przecież wczoraj był dla mnie taki miły, uśmiechał się tym czarującym uśmiechem. Uratował mnie. A dzisiaj zachowywał się jakby mnie pierwszy raz widział na oczy, jakbym mu była zupełnie obojętna. Bo zresztą pewnie i byłam. Jak w ogóle mogłam pomyśleć, że on myśli o mnie w taki sposób, w jaki ja myślę o nim? Przecież to, że mi pomógł nic nie znaczy. Pewnie zrobił to dla samego siebie - może żeby nie mieć wyrzutów sumienia, żeby nie czuć się winnym. Przez całą drogę do domu byłam tym wszystkim przygnębiona i postanowiłam, ze już więcej o nim nie pomyślę, choćby nie wiem co miało się stać i tak przecież to nie miało żadnych szans, a ja się tylko łudziłam, sama nie wiem dlaczego, co ja w nim w ogóle widziałam? Był zwykłym, normalnym niemieckim żołnierzem.
Jak tylko wróciłam do domu w kuchni zastało mnie dziwne zamieszanie. Mama krzątała się z kata w kąt.
- Dobrze, że jesteś, chodź mi pomóż - zawołała.
- Z jakiej to okazji? - zapytałam.
- Z żadnej, po prostu raz na jakiś czas chyba możemy zjeść taką wystawniejszą kolacje? Tym bardziej, że ojciec przyprowadził dzisiaj Janka - powiedziała uśmiechając się. Jeszcze tego mi dzisiaj brakowało, chociaż mogłam się spodziewać, że ojciec wywinie coś takiego.
- Mamo, idź rozstaw talerze, a ja wszystko przyniosę.
- Masz rację, będzie szybciej - powiedziała i poleciała szybko do pokoju. - I ile razy mówiłam, żebyś nie kładła swoich dokumentów na stole? Schowaj je do szafki.
Racja, zupełnie o tym z tego wszystkiego zapomniałam. Gdy tylko wzięłam je do ręki, ze środka wyleciała jakaś kartka. Podniosłam ją i zauważyłam, ze coś jest tam napisane:
"Jeśli chcesz się spotkać, będę na Ciebie czekał w parku, tam gdzie zostawiłaś książkę, o 1. Mam nadzieję, że przyjdziesz."
Serce zaczęło mi walić jak oszalałe, na policzkach poczułam ciepło. Czyli jednak...
- Cześć Zosiu - do kuchni wszedł Janek.
Szybko schowałam za siebie wiadomość od Hansa.
- Cześć - powiedziałam zdenerwowana.
- Stało się coś? - zapytał, uśmiechając się i kładąc mi rękę na ramieniu - Co tam masz?
- Nic ważnego. Zaniósłbyś to na stół? - wcisnęłam mu miskę z sałatką i wypchnęłam z kuchni.
Cała kolacja strasznie się ciągnęła, miałam wrażenia, ze siedzimy tam od kilku godzin. Nie miałam pojęcia o czym oni rozmawiają. Moje myśli cały czas krążyły wokół tego liściku. Zaledwie chwilę wcześniej ustaliłam przecież, że przestanę o nim myśleć. Powinnam iść się z nim spotkać?
- Zosiu, a ty co o tym myślisz? - zapytał Janek
- Hmmmm, tak, myślę, że to świetny pomysł - odpowiedziałam, chociaż nie miałam pojęcia o czym mówi.
- Zosia, co się z Tobą dzieje? Ostatnio w ogóle nie ma z tobą kontaktu - powiedziała mama.
- Gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że się zakochałaś - powiedział Kuba. Nawet nie wiedział, jak trafne było jego spostrzeżenie.
- No, to ja już będę leciał, bardzo dziękuję za kolację. Do widzenia. Do zobaczenia Zosiu - pożegnał się Janek.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że przyjęłaś jego zaproszenie - powiedział tata.
- Jakie zaproszenie? - zapytałam.
- No do jego rodziców na obiad  w niedzielę.
Co ja narobiłam?- rozmyślałam leżąc w łóżku. Znowu wszystko przez moje zamyślenia. Ale Jakiem zajmę się później. Mam teraz ważniejsze sprawy. Dochodziła już 24. Godzina policyjna już dawno się zaczęła, bałam się wyjść teraz z domu, wolałam nie myśleć, co by się stało gdyby mnie złapali. Jednak myśl o ty, że mogę go spotkać, rozwiewała moje wątpliwości. Zdecydowałam - pójdę się z nim spotkać. Wszyscy spali. Wstałam po cichu, założyłam swoją ulubioną błękitną sukienkę i sweterek. Wychodząc rozpuściłam jeszcze włosy. Bałam się, ale jakoś dotarłam niezauważona do parku. Mogłam jeszcze zrezygnować. I nagle osłabiła mnie jedna myśl - co, jeśli przeze mnie Niemcy chcieli dotrzeć do mojego taty? Nie byłam taka pewna swojej decyzji. Jednak nie było już odwrotu - zauważyłam postać stojącą przy parkowej ławce, która w tej chwili mnie dostrzegła. Zaczęła szybko iść w moją stronę.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że przyszłaś.
Wyglądał zupełnie inaczej niż poprzednio. Miał na sobie białą koszulę i ciemne spodnie. Bez munduru wyglądał tak... normalnie, że teraz nie wierzyłam już, że mógłby mi coś zrobić. Nie widziałam go dokładnie, ale nawet tak widziałam, jaki był przystojny. Na sam jego widok serce biło mi szybciej.
- Przepraszam cię za dzisiaj, ale to był jedyny sposób, żeby przekazać ci wiadomość. - powiedział po
chwili - przejdziemy się?
- Jasne - odpowiedziałam nieśmiało - A co do dzisiaj nie ma sprawy.
- Już drugi raz nie zrobiłem na tobie zbyt dobrego wrażenia, wyobrażam sobie, ile się musiałaś przeze mnie nadenerwować.
- No fakt, twoje pomysły są dość oryginalne - odpowiedziałam ze śmiechem.
- Ale inaczej nie byłbym tu teraz z tobą - poczułam, ze lekko musnął moją dłoń - Ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję - powiedziałam, zapewne oblewając się rumieńcem - Właściwie dlaczego chciałeś się ze mną spotkać?
- Chciałbym cię lepiej poznać - powiedział, zatrzymując się. - I mam pewien pomysł. Nie chciałbym cię już tak stresować, wiec może ty będziesz mi zostawiać wiadomości.- uśmiechnął się - Widzisz to pęknięcie w murze? - przytaknęłam - Jeśli będziesz chciała, napisz mi coś o sobie i zostaw tam.
- Dobrze - odpowiedziałam, sama nie wiem dlaczego od razu tak mu zaufałam - Ale nadal do końca nie rozumiem..
- Może to zabrzmi głupio, ale jak tylko cię zobaczyłem pierwszy raz... Od tamtej chwili nie mogę przestać o tobie myśleć, nigdy nie czułem czegoś takiego. Myślałem tylko o tym, co zrobić, żeby jak najszybciej cię zobaczyć, poznać cię, dowiedzieć się czegokolwiek, co lubisz robić, jaka jesteś... Nie wiem nawet czemu, pewnie jestem dla ciebie tylko kimś kto odebrał ci wolność i marzenia... Ale ja nie chce tym kimś być. Stanęliśmy naprzeciwko siebie. W jego oczach widziałam zrezygnowanie i przegraną. Rozum mówił mi, ze to wszystko, co powiedział było prawdą, że był dla mnie właśnie takim kimś, ale serce podpowiadało, ze jest inny niż oni wszyscy, że naprawdę mu zależy...
- W takich właśnie chwilach żałuje, że jestem Niemcem- powiedział.
Nie wiedziałam, co na to wszystko odpowiedzieć, po prostu patrzyłam się na niego, na człowieka, który zmienił moje życie, na kogoś kogo.... kochałam?
Wtedy zaczął się powoli do mnie przybliżać. Nie mogłam oderwać wzroku od jego oczu - były takie piękne w świetle księżyca. Nie wiem, ile tak staliśmy, zapatrzeni w siebie, ale dla mnie ta chwila mogła trwać w nieskończoność. Wtedy poczułam słodki, delikatny dotyk jego ust na swoich. Było to czymś magicznym i wspaniałym. Chciałam przyciągnąć go bliżej, zatracić się w tym pocałunku. Nagle się oderwał. Wtedy i ja to usłyszałam - głosy dochodzące zza pobliskich drzew. Rozpoznałam w nich Kubę, Janka i kogoś jeszcze, kogo nie znałam.
- Idź już - szepnął Hans - Tylko uważaj na siebie. Popchnął  mnie lekko w stronę bramy i ponaglił wzrokiem. Zaczęłam szybko biec w stronę domu, zostawiając za sobą osobę, która stała się dla mnie najważniejsza.

*********

No to rozdział 4. mamy za sobą. Był trochę długi, ale sporo się wydarzyło. Dajcie znać w komentarzach jak wam się podoba :D i bardzo, bardzo dziękujemy za wszystkie poprzednie komentarze, bo są naprawdę cudowne <33
zachęcamy do dalszego czytania ;) pozdrawiamy :***

piątek, 10 maja 2013

Rozdział 3

Zosia
Złapał mnie mocno za ramię i szarpnięciem zaciągnął za róg, w ciemną ulicę. Miałam mętlik w głowie. Strasznie się bałam, wiedziałam co zaraz się stanie, ale jednocześnie nie mogłam uwierzyć, ze to właśnie on. Jak może mi to robić?! Wiem, w ogóle go nie znałam, wiedziałam kim jest i do czego zdolni są tacy jak on, mimo to, sama nie wiem czemu myślałam, że jest inny, że te nasze codzienne "spotkania", uśmiechy, spojrzenia coś znaczą. 
- Proszę, nie rób mi krzywdy - błagałam, nie panując już nad łzami.- Proszę cię, zostaw mnie!!! 
- Cicho bądź!- powiedział, ku mojemu zdziwieniu, nawet dobrą polszczyzną i puścił moje ramię, zaglądając za róg.
Kiedy się odwrócił, jego twarz złagodniała.
- Dobra, poszli. - powiedział po chwili.- możesz iść.
Myślałam, że źle zrozumiałam, ale nic dziwnego byłam w ogromnym szoku, byłam przerażona i przygotowana na najgorsze.
- Słucham? - zapytałam cicho przez łzy.
-No możesz iść jeśli chcesz, oni już odeszli w drugą stronę.- powiedział znowu prawie bez niemieckiego akcentu.
- Ale jak to poszli?- nadal nic nie rozumiałam.
- No po prostu - powiedział lekko się uśmiechając - I nie płacz już.
- Ale chwila - przecież rozumiałam jak z nimi rozmawiałeś i powiedziałeś, że chcesz mnie.... no wiesz...
- Tak, wiem i przepraszam cię za to, ale to był jedyny sposób, żeby cię uratować. 
- Ja sama nie wiem co powiedzieć, nic z tego nie rozumiem - powiedziałam po cichu, nadal lekko przestraszona. 
- Nic nie mów - powiedział zbliżając się do mnie i ocierając łzę spływającą z mojego policzka - Tylko błagam, nie denerwuj się już. Naprawdę nic ci nie grozi. Nic ci nie zrobię, nie mógłbym....
Nie wierzyłam, że jest tak blisko i koło mnie stoi. W jednej chwili zaufałam mu bezgranicznie, co było w sumie strasznie nierozważne.
- Mogę chociaż poznać imię dziewczyny, którą tak strasznie wystraszyłem?- powiedział szeroko się uśmiechając. 
W tym momencie wyglądał tak cudownie, nie mogłam oderwać od niego wzroku, chciałam zapamiętać każdy szczegół. 
- Zosia - odpowiedziałam, wyrywając się z zamyślenia. 
- Powinnaś już iść - westchnął - I mam nadzieję, że zguba się znalazła - dodał pogodniej.
- To od ciebie - powiedziałam zdumiona z wielką radością w sercu.
Uśmiechnął się tylko i zaczął iść. Zdałam sobie sprawę, że nawet nie wiem jak się nazywa.
- Jak masz na imię? - zawołałam za nim - I dziękuję za wszystko.
- Hans i proszę - odpowiedział ze śmiechem i zniknął w ciemnościach.- Cała przyjemność po mojej stronie. 
***
Jak tylko wróciłam do domu, od razu położyłam się do łóżka- to było za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Cały czas to wszystko wydawało mi się takie nieprawdopodobne, jakby to był sen. Uratował mnie- właśnie on - Hans. Facet o cudownym, czarującym uśmiechu. Cały czas powtarzałam całą dzisiejszą sytuację od początku. To z jaką delikatnością dotknął mojego policzka, jak się o mnie martwił. I to on znalazł moją książkę i chociaż wiedział kim jestem, gdzie mieszkam i że tak naprawdę nie powinnam jej czytać, bo była to jedna z zakazanych przez okupanta, nic nikomu nie powiedział! I do tego ta piękna róża, specjalnie dla mnie. Może on też myśli o mnie w taki sposób w jaki ja myślę o nim, może też znaczę dla niego więcej? Ale przecież to jest niemożliwe. Powinnam przestać robić sobie nadzieję i wyobrażać nie wiadomo co. Po pierwsze pewnie miał kobiet na pęczki, a po drugie nadal był Niemcem - mój tata chyba by zginął, gdyby dowiedział się, że spotykam się z Niemcem... Kogo ja oszukuję, pierwszy raz czuję się tak ja teraz i stała się najgorsza możliwa w tym momencie rzecz..... chyba się po prostu zakochałam...

Hans
Po tym wszystkim co się stało rozpierało mnie szczęście. Miewałem wiele dziewczyn, ale to nie było to. W sumie do żadnej z nich nic nie czułem. Ale tym razem było inaczej. Na samą myśl o niej na mojej twarzy od razu pojawiał się uśmiech. Właśnie w takich chwilach żałuję, że jestem Niemcem, bo wiem, że przez to ona nigdy nic do mnie nie poczuje. Gdybym nie był tym, kim jestem wszystko byłoby prostsze, tak jak ma ten chłopak, z którym dzisiaj ją widziałem. Pewnie są razem. Szczęściarz z niego. Ale z drugiej strony przecież ja jej w ogóle nie znam... Mimo, że nie wiem, co to wszystko znaczy i zdaję sobie sprawę, że nie ma żadnego sensu wiem jedno - muszę się z nią jak najszybciej zobaczyć...


*********

Rozdział może nie jest najdłuższy i najciekawszy, ale jest wprowadzeniem do dalszych wydarzeń :D Bardzo dziękujemy za to, że czytacie naszego bloga, a w szczególności za wszystkie komentarze, które sprawiają nam ogromną radość i bardzo motywują do pisania <3 zachęcamy do dalszego czytania:)) i oczywiście szczerych komentarzy ;)

środa, 8 maja 2013

Rozdział 2

Zosia
Minął mnie szybkim krokiem. Nie mogłam powstrzymać się, żeby nie odwrócić za nim wzroku. Nieśmiało odkręciłam za nim głowę. Przeszył mnie dreszcz, bo zauważyłam, że on również mi się przyglądał, cały czas idąc, jednak szybko odwrócił się z powrotem.Wbiegłam po schodach i zamknęłam się w pokoju. Usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w otwarte okno, przez które wpadało wiosenne powietrze. To było niemożliwe, coś musiało  mi się pomylić. Przecież ja go nawet nie znałam, a po za tym pewnie patrzył się na kogoś innego. Jak w ogóle mogłam pomyśleć w ten sposób o kimś takim? Koniec, musiałam przestać zawracać sobie głowę takimi rzeczami. Zerwałam się szybko i poszłam pomóc mamie przy kolacji.
- Co ty taka dzisiaj niemrawa?- zapytała mnie mama, krojąc chleb. Tak bardzo ją podziwiałam, tak dobrze to wszystko znosiła. Próbowała ukryć strach o tatę i Kubę, ale czasem widziałam jak cicho płakała.
- Jakaś zmęczona jestem,ale się nie przejmuj.
Gdy tylko skończyłyśmy nakrywać do stołu, do domu wszedł tata z moim bratem.
- To co dzisiaj dobrego jemy?- zapytał jak zawsze wesoły Kuba. Naprawdę nie wiedziałam skąd w nim ta radość. Na sam jego widok od razu się uśmiechałam.
- Nie gadaj, tylko siadaj- powiedziała mama ze śmiechem.
- Mówię wam, ale dzisiaj akcję mieliśmy- powiedział podekscytowany braciszek.
- No, dzisiaj to nam się udało- dodał tata.
- No jak już musicie, to opowiedzcie- powiedziała pogodnie mama, chociaż wiedziałam, że jak tylko ich zobaczyła odetchnęła z ulgą. Uwielbiałam słuchać opowieści o ich akcjach.
- Zaczailiśmy się w krzakach, w parku Skaryszewskim- zaczął rozentuzjazmowany Kuba- mieliśmy ich tylko nastraszyć, ale Janek przyniósł butelki z benzyną- w tym momencie Kuba puścił mi oko, ale udałam, że tego nie zauważyłam- czekaliśmy na jakiś patrol cały dzień, ale dopiero teraz, pół godziny temu zapuściło się tam 3 Niemców. Nie mieli z nami szans. Rzuciliśmy zapalonymi  butelkami.
Gdy tylko to powiedział, uśmiech zszedł mi z twarzy. A jeśli to był ON?
- Gdybyście tylko ich widziały!!! Dwóm udało się uciec, ale jednego załatwiliśmy.
Nie mogłam już tego słuchać. A jeśli ten jeden to był własnie ten, którego widziałam przed domem? I znowu to samo, co on mnie w ogóle obchodził, przecież pewnie był taki sam jak wszyscy inni. Pewnie nawet nie wahał się przed zabijaniem moich rodaków.
- Zosia, nie cieszysz się, że nam się udało?? - zapytał się mnie tata.
-Cieszę, cieszę, ale pójdę się już położę.
Umyłam się szybko i położyłam. Słyszałam jeszcze stłumione głosy moich bliskich. Próbowałam zasnąć, ale ciągle wracałam myślami do dzisiejszego popołudnia. Nie mogłam przestać o nim myśleć. Jak tylko zamykałam oczy, widziałam jego twarz. Jego zielone oczy, blond włosy zaczesane na bok i silne ramiona. Chociaż to było tylko chwila, zapamiętałam każdy szczegół.
***
Następnego dnia, jak zwykle uczyliśmy się u Poli. Znowu próbowała mnie gdzieś wyciągnąć, ale nie chciałam iść. Chociaż się tego wypierałam, chciałam go znowu zobaczyć. Wyszłam dokładnie o tej samej godzinie. Spotkałam go już w połowie drogi. Próbowałam się powstrzymać, ale nie mogłam się na niego nie spojrzeć.Miałam wrażenie, że on tez mi się przygląda. Gdy byliśmy już dosyć blisko siebie, lekko się uśmiechnął. Szybko zawstydzona spuściłam wzrok. Serce bilo mi jak oszalałe. Minęliśmy się. Nie, musiał mi się coś wydawać, przecież na pewno nie uśmiechnąłby się do mnie, do Polki. Do tego - muszę to przyznać był bardzo przystojny i pewnie mógł mieć każdą.
Każdego następnego dnia wychodziłam z domu o tej samej godzinie, byle tylko go zobaczyć. Właściwie sama nie wiem dlaczego to robiłam. Codziennie rano spędzałam mnóstwo czasu, zastanawiając się w co się ubrać. Zaczęłam chodzić w rozpuszczonych włosach,przestałam oszczędzać swoje jedyne perfumy. 
Nie miałam już wątpliwości, za każdym razem kiedy mnie mijał, uśmiechał się. Nawet nie wiem, jak zdobywałam się na to , ale za każdym razem odwzajemniałam ten gest. Wiem, że to było głupie, ale codziennie z niecierpliwością czekałam na nasze "spotkanie". Nawet przestało mnie interesować, że jest Niemcem. 
***
Miałam pójść na spacer, chciałam poszukać mojej książki, którą pewnie zostawiłam na ławce w parku. Szybko zbiegłam po schodach, miałam wyjść na ulicę, ale zauważyłam coś na wycieraczce. To była moja książka. Wzięłam ją do ręki. Między kartkami włożona była biała róża. 
- Skąd to masz?- nawet nie zauważyłam, kiedy podbiegł do mnie Janek.
- Myślałam, ze to od Ciebie- jednak w sercu miałam, właściwie nieprawdopodobną nadzieję, że był to ten, o którym ciągle myślałam.
- A skąd miałbym wziąć róże? Chyba musiałbym wszystko sprzedać- w jego tonie można było wyczuć nutkę zazdrości.- Chodź lepiej ze mną na spacer.
Nie miałam za bardzo ochoty, ale zgodziłam się. Przez całą drogę opowiadał mi jakieś historie, ale nie zwracałam na to uwagi. W pewnym momencie Janek złapał mnie za rękę. Akurat w tej chwili zauważyłam 3 żołnierzy. Wśród nich był własnie ON. Rozmawiał z jednym z towarzyszy, ale nagle spojrzał się na mnie. Nasze oczy się spotkały. Na jego twarzy najpierw pojawił się cień uśmiechu, ale gdy tylko spojrzał na Janka i nasze ręce, pojawiło się na niej rozczarowanie i ból. Odkręcił się do kolegów, a ja poczułam wielki żal, nie mogłam w to uwierzyć. Pewnie pomyślał, że jesteśmy razem. Jaka ja byłam głupia! Szybko wyrwałam rękę. 
- Co się stało? - zapytał zaskoczony Janek. Powędrował za moim wzrokiem.
- Nie bój się. Nic nam nie zrobią, to zwykli...
- Możemy już wracać? Źle się czuję - przerwałam mu, nie chciałam słyszeć jak go obraża.
- Jasne, chodź, odprowadzę cię - odparł.
Kiedy byliśmy już pod moją kamienicą, zapadła niezręczna cisza.
- To do zobaczenia - powiedział i szybko pocałował mnie w policzek. Nie oglądając się na niego, weszłam do domu.
Niespokojnie kręciłam się z kąta w kąt, wyrzucając sobie dzisiejsza sytuację. Stwierdziłam, że nie wytrzymam, muszę iść się przejść. Wiedziałam, że jest już późno i w zasadzie nie powinnam, ale trudno. Po cichu wymknęłam się z domu.
Nawet nie zauważyłam kiedy tak daleko zaszłam. Miałam własnie wracać. Przechodziłam małą ciemną uliczką, kiedy usłyszałam za sobą krzyki.
- Ej, poczekaj! - ktoś zawołał po niemiecku.
Przyspieszyłam kroku. Dogoniło mnie dwóch Niemców. Jeden złapał mnie za ramię i odkręcił. Drugi zaświecił latarką w twarz.
- Dokumenty - rozkazał ten z latarką. Podałam mu je.
- A co taka ładna panna robi tu sama po ciemku? - zapytał ten drugi z obleśnym uśmiechem. Zrobiło mi się niedobrze.
- Właśnie wracam do domu - odparłam przestraszona.
- To może zostaniesz z nami chwilkę?
- Przepraszam, spieszę się - chciałam iść, ale jeden z nich złapał mnie za włosy i przyciągnął.
- To my mówimy kiedy możesz iść, a kiedy nie, a na razie umilisz nam trochę czas.- powiedział- Nie krzycz, to nie stanie ci się krzywda - dodał z uśmiechem. Poczułam jego ręce na swojej talii, zmierzające coraz niżej.
Tak bardzo się bałam. Nagle zza rogu ktoś wybiegł. Słyszałam głośne kroki zmierzające w naszą stronę.
- Czekajcie! - odezwał się niemiecki głos - Tym razem moja kolej. 
Wszyscy trzej zaczęli się śmiać.
- Dobra, ale tylko tym razem - odpowiedział mu ten, co mnie trzymał i pchnął w stronę tego nowego. Wtedy zobaczyłam jego twarz. Serce we mnie zamarło. To był On, żołnierz, którego spotykałam...

*********
Historia niedługo na pewno się rozkręci, więc zapraszamy do czytania i prosimy o komentarze. Z góry wielki dzięki :*


   

wtorek, 7 maja 2013

Rozdział 1

Zosia


Po wybuchu wojny moje życie zmieniło się diametralnie. Chociaż ten koszmar trwa już 2 lata, nie mogę się z tym pogodzić, tak samo jak mój ojciec i brat. Obydwaj są członkami grupy założonej przez ojca- starają się uprzykrzyć życie okupantom i pokazać im kto tu rządzi i kto jeszcze wygra. Ryzykują tak wiele. Szczególnie ojciec, dla niego jest to najważniejsza rzecz w życiu, zrobiłby wszystko, żeby tylko odzyskać wolną Polskę. Nienawidził Niemców. Tak bezkarnie odebrali nam Polakom wszystko - wolność, bliskich, marzenia. Te wszystkie łapanki, legitymizowania, zsyłanie do obozów, katowanie i zabijanie ludzi. Ludzi, którzy są niewinni. Czym zawinili??!! Tym, że są Polakami??!! Tak bardzo bałam się o życie mojej rodziny i przyjaciół. A co z moją przyszłością, moimi planami na życie??!! Od zawsze marzyłam, ze będę studiować biologię, uczyć się, poznawać świat, po prostu robić to, co kocham. Musiały wystarczyć mi spotkania z przyjaciółmi, tu, na poddaszu. Staraliśmy się razem uczyć, pomagać sobie nawzajem. Szczerze mówiąc, to ja też ich nienawidziłam. Bo odebrali mi wszystkie moje marzenia.
- Halo!!! Zosia, obudź się - z rozmyślań wyrwał mnie głos mojej przyjaciółki, Poli
- Co się stało? - zapytałam roztargniona.
- Ja już z Tobą nie mogę - powiedziała z uśmiechem, jak to zawsze Pola - Pytałam, czy idziesz ze mną i z Tomkiem dzisiaj wieczorem do Anki.
- Nie, jakoś nie mam ochoty.
- No chodź, weźmiesz Janka, będzie fajnie.
- Co ty tak z tym Jankiem ciągle? - odpowiedziałam ze śmiechem
- No przecież widać, że się sobie podobacie. Bylibyście fajną parą.
- Ale nie jesteśmy. Musze lecieć, miłej zabawy - powiedziałam szybko i wyszłam.
Lubiłam tą porę dnia- słońce,chylące się ku horyzontowi, malowało na chmurach piękne odcienie pomarańczu i czerwieni. Idąc w stronę domu, podziwiałam ostatnie tego dnia promienie, radośnie tańczące na oknach starych kamienic. W sumie nie wiem, co myślałam o Janku. Był bardzo miły, inteligentny, przystojny i w ogóle. Można powiedzieć, że był idealny. A do tego ojciec go bardzo lubił, już traktował go jak członka rodziny. Ale nie wiem, czy coś do niego czułam. Zawsze marzyłam, żeby przeżyć taką miłość jak z książek, że jak tylko go zobaczę moje serce zabije mocniej, a cały świat przestanie istnieć. Z Jankiem to na pewno nie było to. A może ja się oszukuję? Może nie ma na świecie tego jedynego, którego sobie wymarzyłam? Jak zwykle utonęłam w swoich rozmyśleniach i nawet nie zauważyłam, że jestem już przy mojej kamienicy. I wtedy go zobaczyłam. Szedł w zielonym mundurze, chyba był na jakimś patrolu. Nie mogłam przestać się mu przyglądać. Gdy tylko nasze oczy się spotkały, poczułam, że moje serce zaczyna bić szybciej, a wszystko inne traci znaczenie. Liczył się tylko on. Wtedy już wiedziałam, że to jest właśnie to, co zawsze chciałam przeżyć , o czym zawsze marzyłam. Tylko dlaczego to musiał być on??? Dlaczego on musiał być naszym największym wrogiem, kimś kogo tak naprawdę nienawidziłam- niemieckim żołnierzem....


****
To nasz pierwszy blog, więc bardzo prosimy o komentarze i zachęcamy do dalszego czytania :))

poniedziałek, 6 maja 2013

Prolog

Zosia
 Nie mogłam przestać o nim myśleć. Gdy tylko zamykałam oczy, widziałam jego twarz. W sumie go nawet nie znałam, ale wydawał mi się bardzo bliski. Ciągle zastanawiałam się co teraz robi, o czym myśli i czy w ogóle zwrócił na mnie uwagę. Pierwszy raz czułam się tak jak teraz, nie mogłam doczekać się kiedy następny raz go zobaczę. To było coś niepowtarzalnego i już wtedy wiedziałam, że to jest to na co czekałam, o czym zawsze marzyłam. Tylko dlaczego to musiał być akurat on???


Bohaterowie

Zosia 
Polka mieszkająca w okupowanej Warszawie 19 lat.

Hans 
Niemiecki żołnierz pełniący służbę w Warszawie 22 lata.

Janek
Przyjaciel rodziny Zosi, członek grupy sabotażowej dowodzonej przez ojca Zosi 20 lat.
(wgląd: chudy,wysoki szatyn)

Pola
Przyjaciółka Zosi 19 lat.

Tadeusz
Ojciec Zosi, dowódca grupy sabotażowej, działającej przeciwko hitlerowcom.

Jakub
Brat Zosi, członek grupy sabotażowej, dowodzonej przez ojca 23 lata 

i inni