poniedziałek, 13 maja 2013

Rozdział 4

Zosia
Nie spałam już, ale jeszcze nie otworzyłam oczu. Lubiłam sama decydować, kiedy zacznę dzień. W uczuciu uciekających snów, łatwiej było marzyć, co niestety czasem odrywało mnie od spraw codziennych i boleśnie do nich zawracało. Myślałam nad swoim życiem. Dlaczego musiało być takie trudne i skomplikowane? Dlaczego moje uczucia musiałam ulokować w tak bezsensowny sposób? O ileż łatwiej byłoby z Jankiem. Mogłabym tak leżeć w nieskończoność, bujając w obłokach i słuchając śpiewu ptaków, dochodzącego zza okna. Pocieszające było chociaż to, że wiosna w tym roku była taka ciepła i pachnąca. Nagle przypomniało mi się, że przecież o 9 mam dać korepetycje córce przyjaciółki mojej mamy. Przez swoje zamyślenie kiedyś pewnie doczekam się poważnych kłopotów. Szybko zerwałam się z łóżka, założyłam pierwszą lepszą sukienkę i poszłam na "śniadanie" do kuchni. Ku mojemu zdziwieniu siedział tam tylko tata.
- Cześć- powiedziałam- Gdzie są wszyscy?
- Mama próbuje znaleźć coś na obiad, a twój brat- to w sumie sam nie wiem, wiesz jak to z nim jest, nie może na tyłku usiedzieć.- powiedział ze śmiechem. - Zjesz coś?
- Jasne, ale szybko, bo strasznie się spieszę.- powiedziałam smarując kromkę chleba. Zauważyłam, że ojciec dziwnie mi się przygląda
- Coś się stało? - zapytałam
- Nie, tylko tak się zastanawiam - cały czas albo udzielasz korepetycji, albo sama się uczysz, w ogóle nie masz czasu dla siebie. Wiem, że w dzisiejszych czasach  to trudne, ale chyba możesz czasem trochę odpuścić.
- Co masz na myśli? - zapytałam, bo naprawdę nie wiedziałam do czego zmierza.
- No wiesz, rozmawiałaś może ostatnio z Jankiem?
Mogłam się tego spodziewać. Ojciec naprawdę go uwielbiał. Mimo to nadal udawałam, że nie wiem o czym mówi
- Nadal nie rozumiem.
- No wiesz, to naprawdę fajny chłopak, mogłabyś się z nim jakoś umówić czy coś.
- Tato, jesteś kochany, że się tak martwisz, ale nie masz o co, mi jest dobrze tak jak jest.
- Ale jemu na Tobie chyba zależy. Cały czas się o Ciebie wypytuje.
- Tato, ale ja na razie nikogo, no wiesz.... nie szukam.
- Ale ten Janek, to wiesz, taki dobry chłopak. Odważny, pracowity. Nie mogę na niego złego słowa powiedzieć.
- Przepraszam cię tato, ale się spieszę - nie miałam dłużej ochoty prowadzić tej rozmowy - Do wieczora.
- Przemyśl sobie to, co powiedziałem - krzyknął za mną.
Myślałam, że już tego nie wytrzymam. Wszyscy czegoś ode mnie oczekiwali, nie zważając na to czego ja pragnę. Janek był moim kolegą, ale raczej nic z tego nie będzie. Szczerze mówiąc, w ogóle o nim ostatnio  nie myślałam. Moje myśli zaprzątał ktoś inny - Hans. Z tego wszystkiego zapomniałam, że przecież mogę go dzisiaj rano spotkać. Spojrzałam na swoją sukienkę. No do najlepszych to ona nie należała i właśnie takie są efekty mojego ciągłego zamyślenia. Zwykle - a właściwie odkąd zaczęłam go spotykać - spędzałam średnio pół godziny, wybierając w co się ubiorę, jak uczeszę, 15 razy przeglądając się w lustrze...
Na korepetycjach spędziłam pół dnia. Poznawanie i tłumaczenie przedmiotów ścisłych, szczególnie biologii, zawsze przychodziło mi z wielką łatwością. Może dlatego, że tak bardzo interesowała mnie i zachwycała otaczająca przyroda. A jeżeli mogłam na tym zarobić i pomóc jakoś rodzicom, łączyłam przyjemne z pożytecznym.
Kiedy skończyłam, poszłam jeszcze na długi spacer. Pragnęłam jak najlepiej wykorzystać piękną pogodę i miałam cichą nadzieję spotkać Hansa. Po tym wszystkim co się stało, jeszcze bardziej się nim zachwyciłam.
Poszłam w dół ulicy, w stronę parku. Słońce przyjemnie przygrzewało, prześwitując przez liście drzew, rosnących przy chodniku. Ludzie, jakby szczęśliwsi dzięki wiosennej atmosferze, gnali do swoich spraw. Jedynie starsza pani, siedząca na ławce przy wejściu do parku, wydawała się w pełni rozkoszować chwilą. Uśmiechnęłam się do niej, a ona odwzajemniła gest. I nagle wpadłam na kogoś.
- Poproszę dokumenty - odezwał się niemiecki, twardy głos.
Mrużąc oczy, spojrzałam na żołnierza. Nie mogłam uwierzyć - to był Hans. Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Ale był jakiś inny niż wczoraj.
- Szybciej! Nie mam całego dnia! - powiedział. Mój uśmiech od razy zbladł. Jego głos był taki oschły i zimny, niemal przerażający. Szybko wyciągnęłam dokumenty i podałam mu trzęsącą się ręką. Szybko je sprawdził, oddał, nawet na mnie nie patrząc i odszedł. Stałam chwilę, nic nie rozumiejąc. Przecież wczoraj był dla mnie taki miły, uśmiechał się tym czarującym uśmiechem. Uratował mnie. A dzisiaj zachowywał się jakby mnie pierwszy raz widział na oczy, jakbym mu była zupełnie obojętna. Bo zresztą pewnie i byłam. Jak w ogóle mogłam pomyśleć, że on myśli o mnie w taki sposób, w jaki ja myślę o nim? Przecież to, że mi pomógł nic nie znaczy. Pewnie zrobił to dla samego siebie - może żeby nie mieć wyrzutów sumienia, żeby nie czuć się winnym. Przez całą drogę do domu byłam tym wszystkim przygnębiona i postanowiłam, ze już więcej o nim nie pomyślę, choćby nie wiem co miało się stać i tak przecież to nie miało żadnych szans, a ja się tylko łudziłam, sama nie wiem dlaczego, co ja w nim w ogóle widziałam? Był zwykłym, normalnym niemieckim żołnierzem.
Jak tylko wróciłam do domu w kuchni zastało mnie dziwne zamieszanie. Mama krzątała się z kata w kąt.
- Dobrze, że jesteś, chodź mi pomóż - zawołała.
- Z jakiej to okazji? - zapytałam.
- Z żadnej, po prostu raz na jakiś czas chyba możemy zjeść taką wystawniejszą kolacje? Tym bardziej, że ojciec przyprowadził dzisiaj Janka - powiedziała uśmiechając się. Jeszcze tego mi dzisiaj brakowało, chociaż mogłam się spodziewać, że ojciec wywinie coś takiego.
- Mamo, idź rozstaw talerze, a ja wszystko przyniosę.
- Masz rację, będzie szybciej - powiedziała i poleciała szybko do pokoju. - I ile razy mówiłam, żebyś nie kładła swoich dokumentów na stole? Schowaj je do szafki.
Racja, zupełnie o tym z tego wszystkiego zapomniałam. Gdy tylko wzięłam je do ręki, ze środka wyleciała jakaś kartka. Podniosłam ją i zauważyłam, ze coś jest tam napisane:
"Jeśli chcesz się spotkać, będę na Ciebie czekał w parku, tam gdzie zostawiłaś książkę, o 1. Mam nadzieję, że przyjdziesz."
Serce zaczęło mi walić jak oszalałe, na policzkach poczułam ciepło. Czyli jednak...
- Cześć Zosiu - do kuchni wszedł Janek.
Szybko schowałam za siebie wiadomość od Hansa.
- Cześć - powiedziałam zdenerwowana.
- Stało się coś? - zapytał, uśmiechając się i kładąc mi rękę na ramieniu - Co tam masz?
- Nic ważnego. Zaniósłbyś to na stół? - wcisnęłam mu miskę z sałatką i wypchnęłam z kuchni.
Cała kolacja strasznie się ciągnęła, miałam wrażenia, ze siedzimy tam od kilku godzin. Nie miałam pojęcia o czym oni rozmawiają. Moje myśli cały czas krążyły wokół tego liściku. Zaledwie chwilę wcześniej ustaliłam przecież, że przestanę o nim myśleć. Powinnam iść się z nim spotkać?
- Zosiu, a ty co o tym myślisz? - zapytał Janek
- Hmmmm, tak, myślę, że to świetny pomysł - odpowiedziałam, chociaż nie miałam pojęcia o czym mówi.
- Zosia, co się z Tobą dzieje? Ostatnio w ogóle nie ma z tobą kontaktu - powiedziała mama.
- Gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że się zakochałaś - powiedział Kuba. Nawet nie wiedział, jak trafne było jego spostrzeżenie.
- No, to ja już będę leciał, bardzo dziękuję za kolację. Do widzenia. Do zobaczenia Zosiu - pożegnał się Janek.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że przyjęłaś jego zaproszenie - powiedział tata.
- Jakie zaproszenie? - zapytałam.
- No do jego rodziców na obiad  w niedzielę.
Co ja narobiłam?- rozmyślałam leżąc w łóżku. Znowu wszystko przez moje zamyślenia. Ale Jakiem zajmę się później. Mam teraz ważniejsze sprawy. Dochodziła już 24. Godzina policyjna już dawno się zaczęła, bałam się wyjść teraz z domu, wolałam nie myśleć, co by się stało gdyby mnie złapali. Jednak myśl o ty, że mogę go spotkać, rozwiewała moje wątpliwości. Zdecydowałam - pójdę się z nim spotkać. Wszyscy spali. Wstałam po cichu, założyłam swoją ulubioną błękitną sukienkę i sweterek. Wychodząc rozpuściłam jeszcze włosy. Bałam się, ale jakoś dotarłam niezauważona do parku. Mogłam jeszcze zrezygnować. I nagle osłabiła mnie jedna myśl - co, jeśli przeze mnie Niemcy chcieli dotrzeć do mojego taty? Nie byłam taka pewna swojej decyzji. Jednak nie było już odwrotu - zauważyłam postać stojącą przy parkowej ławce, która w tej chwili mnie dostrzegła. Zaczęła szybko iść w moją stronę.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że przyszłaś.
Wyglądał zupełnie inaczej niż poprzednio. Miał na sobie białą koszulę i ciemne spodnie. Bez munduru wyglądał tak... normalnie, że teraz nie wierzyłam już, że mógłby mi coś zrobić. Nie widziałam go dokładnie, ale nawet tak widziałam, jaki był przystojny. Na sam jego widok serce biło mi szybciej.
- Przepraszam cię za dzisiaj, ale to był jedyny sposób, żeby przekazać ci wiadomość. - powiedział po
chwili - przejdziemy się?
- Jasne - odpowiedziałam nieśmiało - A co do dzisiaj nie ma sprawy.
- Już drugi raz nie zrobiłem na tobie zbyt dobrego wrażenia, wyobrażam sobie, ile się musiałaś przeze mnie nadenerwować.
- No fakt, twoje pomysły są dość oryginalne - odpowiedziałam ze śmiechem.
- Ale inaczej nie byłbym tu teraz z tobą - poczułam, ze lekko musnął moją dłoń - Ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję - powiedziałam, zapewne oblewając się rumieńcem - Właściwie dlaczego chciałeś się ze mną spotkać?
- Chciałbym cię lepiej poznać - powiedział, zatrzymując się. - I mam pewien pomysł. Nie chciałbym cię już tak stresować, wiec może ty będziesz mi zostawiać wiadomości.- uśmiechnął się - Widzisz to pęknięcie w murze? - przytaknęłam - Jeśli będziesz chciała, napisz mi coś o sobie i zostaw tam.
- Dobrze - odpowiedziałam, sama nie wiem dlaczego od razu tak mu zaufałam - Ale nadal do końca nie rozumiem..
- Może to zabrzmi głupio, ale jak tylko cię zobaczyłem pierwszy raz... Od tamtej chwili nie mogę przestać o tobie myśleć, nigdy nie czułem czegoś takiego. Myślałem tylko o tym, co zrobić, żeby jak najszybciej cię zobaczyć, poznać cię, dowiedzieć się czegokolwiek, co lubisz robić, jaka jesteś... Nie wiem nawet czemu, pewnie jestem dla ciebie tylko kimś kto odebrał ci wolność i marzenia... Ale ja nie chce tym kimś być. Stanęliśmy naprzeciwko siebie. W jego oczach widziałam zrezygnowanie i przegraną. Rozum mówił mi, ze to wszystko, co powiedział było prawdą, że był dla mnie właśnie takim kimś, ale serce podpowiadało, ze jest inny niż oni wszyscy, że naprawdę mu zależy...
- W takich właśnie chwilach żałuje, że jestem Niemcem- powiedział.
Nie wiedziałam, co na to wszystko odpowiedzieć, po prostu patrzyłam się na niego, na człowieka, który zmienił moje życie, na kogoś kogo.... kochałam?
Wtedy zaczął się powoli do mnie przybliżać. Nie mogłam oderwać wzroku od jego oczu - były takie piękne w świetle księżyca. Nie wiem, ile tak staliśmy, zapatrzeni w siebie, ale dla mnie ta chwila mogła trwać w nieskończoność. Wtedy poczułam słodki, delikatny dotyk jego ust na swoich. Było to czymś magicznym i wspaniałym. Chciałam przyciągnąć go bliżej, zatracić się w tym pocałunku. Nagle się oderwał. Wtedy i ja to usłyszałam - głosy dochodzące zza pobliskich drzew. Rozpoznałam w nich Kubę, Janka i kogoś jeszcze, kogo nie znałam.
- Idź już - szepnął Hans - Tylko uważaj na siebie. Popchnął  mnie lekko w stronę bramy i ponaglił wzrokiem. Zaczęłam szybko biec w stronę domu, zostawiając za sobą osobę, która stała się dla mnie najważniejsza.

*********

No to rozdział 4. mamy za sobą. Był trochę długi, ale sporo się wydarzyło. Dajcie znać w komentarzach jak wam się podoba :D i bardzo, bardzo dziękujemy za wszystkie poprzednie komentarze, bo są naprawdę cudowne <33
zachęcamy do dalszego czytania ;) pozdrawiamy :***

9 komentarzy:

  1. Nie !! ;o Dlaczego oni im przerwali, no?!
    Teraz,jeśli załapią, że Hans jest Niemcem, to i on ma źle a co dopiero Zosia : OOOO

    Jejku, ale już uwielbiam Hansa, taki słodki :333

    weny życzę i pozdrawiam ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba się ? Jest genialny ! <3 Niepowtarzalny i cudowny <3 Rany Boskie <3 Piękneeee <3
    Hans jest świetny <3 Mogłabym się zakochać *-*
    Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudne!!!Genialne!!!Piękne !!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział. Wcale mi nie przeszkadza, że taki długi ;) Zosia i Hans muszą być razem i nikt nie może im w tym przeszkodzić! Kocham ich normalnie <33
    Trochę się wystraszyłam, gdy wplotłaś wątek o tym, że Hans przez Zośke chce dotrzeć do jej ojca, ale mam nadzieję, że tak nie będzie. Współczuję im, że muszę się tak kryć ;<
    Pozdrawiam :***

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny
    Zapraszam do mnie licze na komentarz
    http://monikagotze.blogspot.com/2013/05/rozdzia-7.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeju, jakie to śliczne :D Gdy to czytam to prawie płaczę, na serio XD To takie realistyczne, a Hans jest świetny, ideał normalnie ;) A ojciec i Janek trochę namolni :D Zakochałam się twoim opowiadaniu i będę czytać je do końca ;) Pozdrawiam ^_~

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham te opowiadanie!
    Rozdział zajebisty <3
    Czekam na kolejny!
    Zapraszam do mnie http://bvbstory.blogspot.com/ NOWY ROZDZIAŁ! Mile widziany komentarz :3
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. http://lovebyskijumpers.blogspot.com/ u mnie next zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Masz zajebistego bloga:) Bardzo polubilamZosie, zapraszam do mnie http://itsyourend.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń